Wakacyjny wypad w Bieszczady rozpoczęliśmy poniedziałkowym rankiem, wsiadając o 5:45 (1999 r.) do pociągu relacji Kraków-Zagórz (dobrze jest uważać, do którego wagonu się wsiada, aby przypadkiem nie zakończyć zamiast tego w Koszycach). Zdecydowaliśmy się wysiąść w Sanoku, aby mieć mniejsze problemy z wsiadaniem do PKS-u, którym mieliśmy zamiar dostać się do Wetliny. Jednak jeszcze zanim zdążyliśmy się dobrze rozejrzeć po peronie (zdążyliśmy jednak zauważyć, że dworzec PKS jest zaraz obok), znalazł się ktoś oferujący nam podwiezienie. Droga do Wetliny w niebieskiej Nysce z przyczepką na bagaż trwała ok. 1 godziny. Kierowca chciał 60 zł za kurs, ale „krakowskim targiem” nam udało się zapłacić po 8 zł (7 osób). Na komfort w sumie za bardzo nie można narzekać, chociaż w PKS-ie bywa wygodniej (autobus jest większy, a więc jest tam ciszej, poza tym trochę mniej czuje się „jakość” drogi). Cena jest chyba bardzo podobna, a jak z czasem dojazdu, nie udało nam się sprawdzić.
WETLINA
Wetlina to miejscowość rozłożona wzdłuż rzeczki o tej samej nazwie. Stąd zamierzaliśmy rozpocząć nasz bieszczadzki spacer, ale dopiero na następny dzień. Byliśmy zaopatrzeni w namioty, w związku z tym rozpoczęliśmy poszukiwania pól namiotowych. Oto co nam się udało znaleźć, a równocześnie co nas zainteresowało:
- Drink bar „Baza Ludzi z Mgły„, R.Dominik – położony przy gł. drodze, zwraca na siebie uwagę nietypową nazwą oraz wystrojem. Serwuje alkohole, danie barowe, piwo ( Leżajsk 0,5l – 3zł ). Nastrój znośny, dobra muzyka, wieczorem robi się ciasnawo. Określany jako miejsce pokrewne Siekierezadzie w Cisnej, i na pewno nie bez powodu.
- Pole namiotowe przy Bazie Ludzi z Mgły – niezbyt wygórowane ceny (3 zł od osoby + 3 zł za namiot) za niezbyt wygórowane warunki – woda z beczki, nieopodal strumyk a wieczorem jak się można domyślić może być dość głośno z uwagi na bliskie sąsiedztwo baru (z drugiej strony powracających z baru cieszy zapewne bliskość ich legowisk).
- Pole namiotowe przy schronisku PTTK – położone nad samym strumykiem, dość ładne. Ceny umiarkowane : 6 zł +0,50 zł (klimatyczne, ulgowe) za dobę (do 1000). W cenę wliczone sanitariaty, prysznice z ciepłą wodą i kuchnia gazowa – to wszystko zorganizowane w podłużnym, osobnym budynku gospodarczym. W barze/recepcji, możliwość napicia się piwa lub spożycia posiłku (stołuje się tam nawet miejscowa policja). Rzeczka do której schodzi się bezpośrednio z pola jest dość ciepła jak na górską rzekę, ale doskonale orzeźwia gdy jest gorąco.
Po spędzeniu wieczoru w Bazie Ludzi z Mgły, a następnie pierwszej nocy w namiotach, powitaliśmy nasz pierwszy pełny bieszczadzki dzień. Zgodnie z planem po spakowaniu się odnaleźliśmy szlak żółty (odbija on od drogi w lewo jeszcze przed schroniskiem PTTK, patrząc od strony naszego przyjazdu do Wetliny) i wyruszyliśmy nim w górę ku przełęczy Orłowicza.
Dla mnie (ale i nie tylko) był to najtrudniejszy etap górskiej wycieczki, jaki kiedykolwiek przeszedłem. Pierwszy raz bowiem wybrałem się w góry z pełnym plecakiem, i, jak się okazało, nieco przesadziłem z jego załadowaniem. To chyba dość dobry sposób nauki, ale zarazem bardzo trudna próba, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Doniesienie tych dwudziestu-kilku kilogramów na przełęcz, bez wcześniejszego przygotowania, poza zmęczeniem mnie trochę jednak także mnie ucieszyło.
Przełęcz Orłowicza zakończyła etap „podejścia”. Dalsza trasa wiodła Połoniną Wetlińską, szlakiem czerwonym. Nie wiem, jak było kiedyś, ale w sezonie turystycznym tej części Bieszczad z pewnością nie można nazwać opustoszałą, ani nawet mało odwiedzaną. Ani nawet średnio zaludnioną. Na Połoninie Wetlińskiej panował niemal tłok, a tradycja witania się z mijanymi ludźmi stała się uciążliwa, ponieważ trudno było wypracować sobie jakiś równomierny oddech (chyba że dokładnie w takt „dzień dobry” lub „cześć”). Na szczęście co jakiś czas można było zatrzymać się, i odpoczywając nazbierać sobie borówek.
Na wschodnim krańcu połoniny stoi jedyne w swoim rodzaju (w każdym razie na pewno, jeśli chodzi o Bieszczady) schronisko „chatka wiatrów” (gdzie zresztą też był straszny tłok) położone na wysokości 1225 m npm., bez elektryczności i bieżącej wody, z dość wysokimi cenami np. za napoje. Dalej szlak dość stromo (po opadach deszczu jest więc tam zapewne dość ślisko) schodzi do Berehów Górnych (Brzegów Górnych), gdzie można zatrzymać się na jedynym w okolicy polu namiotowym.
BEREHY (BRZEGI GÓRNE)
- Pole namiotowe Berehy Górne – zarówno standard jak i ceny umiarkowane : 3 zł od osoby + 0,80 zł opłata klimatyczna. Wyposażone jest ono w wodę bieżącą (tzn. można sobie jej nabrać z jednego miejsca), sklepik-bar, oraz oddalone kilkadziesiąt metrów i zarośnięte sławojki w liczbie dwóch (pomijając typowy dla takich miejsc „klimat” nie jest tam wcale tak źle). Z tego też względu należy uważać przedzierając się przez zarośla do rzeki, by nie „wdepnąć” (niektórzy chyba preferują bliższy naturze sposób załatwiania potrzeb). Za łazienkę służy wszystkim przepływający obok strumyk, więc(jak to ujął Paweł) „nie dziwi widok nagiej kobiecej piersi gdzieś parę metrów dalej” (a ja mogę jedynie zawtórować mu westchnięciem . W słoneczny dzień pole to zasługuje na miano doskonałej patelni – zatem dobra rada – zwijajcie się w miarę wcześnie (a doba i tak kończy się o 10:00).
USTRZYKI GÓRNE
Z Berehów udaliśmy się do Ustrzyk Górnych, część szlakiem czerwonym, a część (ze względu na bagaże) PKSem. Ci, którzy jechali PKSem, nie chcąc „stracić” Połoniny Caryńskiej wybrali się tam z samych Ustrzyk (a następnie z powrotem).
Ustrzyki Górne nie należą do najtańszych miejscowości, na co byliśmy duchowo już wcześniej przygotowani. Okazało się jednak, że tak naprawdę odnosi się to jedynie do kosztów rozbicia się/noclegu, natomiast ceny artykułów żywnościowych są raczej w normie. Podobnie zresztą, jak i w innych miejscach w Bieszczadach (pomijając sklepiki i bary przy polach namiotowych) można je spokojnie porównywać do cen np. w Krakowie.
A oto ciekawsze informacje na temat Ustrzyk Górnych:
- Camping Nr. 150 Ustrzyki Górne, właściciel: Zbigniew Bekalik, 38-500 Sanok, ul. Tuwima 20. Duży camping-pole namiotowe, ogrodzone, wyposażone w zbiorowe sanitariaty z prysznicami, dość czysto (UWAGA: kolejki, szczególnie po stronie damskiej – tylko 3 kabiny), na wyposażeniu również zbiorowa (ciasnawa) kuchnia z piecykami el. i gniazdkami na grzałki. Ceny: 7,10 zł od osoby + 1 zł klimatyczne + 4 zł za namiot 2 osobowy lub 6 zł za namiot 3 i więcej osobowy.
- trzy knajpy, i dyskoteka; „Pod Caryńską”- można zjeść, nieźle popić a po 20:00 potańczyć przy rytmach rock’n rolla (a w zasadzie w Rock Clubie zaraz pod nią). Polecam szczególnie wino lane z beczki pochodzące z Piotrkowa Trybunalskiego z winiarni Sulimar. Wino czerwone, słodkie, zimne, podawane jest w kuflach do piwa, dość dobrze „wchodzi”; ceny: 0,33l – 2,50 zł, 0,5l – 4 zł.
- poczta, kilka sklepów spożywczych (czynne prawie 12 godzin).
Ustrzyki są dobrą bazą wypadową na Tarnicę, najwyższy szczyt Bieszczad. Jeśli ktoś ma ambicje nieco większe, niż tylko wejść w te i z powrotem na Tarnicę, polecamy szlak czerwony na etapie Ustrzyki Górne – Wołosate. My wybraliśmy się porannym autobusem do Wołosatych, skąd następnie przedreptaliśmy Rozsypaniec, Halicz, aż po Tarnicę. Nie jest to odcinek równie popularny jak te „przejściowe” między różnymi miejscowościami, co pozwala wreszcie uwierzyć że Bieszczady są wciąż w pewnym sensie ostępami, gdzie ludzie nie jeżdżą się poopalać gdy mają wolny weekend. Tu można popatrzeć na góry sięgające aż po horyzont, i nie widzieć nikogo (oprócz ludzi, z którymi się tu przybyło, oczywiście;)
Niestety, trwa to tylko do momentu dojścia pod Tarnicę. Oczywiście jeśli jest się już tu, można wyjść i na sam szczyt, oprzeć się o krzyż i patrzeć na tłum, którego zliczenie byłoby bardziej męczące od dojścia tu z Wołosatych.
Spod Tarnicy można iść wprost do Ustrzyk szlakiem czerwonym (warto !), lub zejść szlakiem niebieskim do Wołosatych (i być może wrócić do Ustrzyk autobusem odjeżdżającym o 1430)
Z Ustrzyk wybraliśmy się do Cisnej.
CISNA
Poranny PKS zawozi nas do Cisnej (cena ? zł), gdzie z powodu deszczu wykluczamy rozbijanie namiotów, zwłaszcza , że zostały one zwinięte wilgotne po nocnych opadach. Kwatery prywatne zajęte, do schroniska za daleko, na ratunek przychodzi nam punkt informacji turystycznej zlokalizowany w bibliotece publicznej z tyłu remizy strażackiej ( obok restauracji „Grota” ). Tam dowiadujemy się o nowym schronisku w centrum Cisnej ( przystanek PKS jest nieco dalej od centrum – trzeba się troszkę cofnąć ).
- Schronisko „Okrąglik” usytuowane w samym centrum Cisnej – dawniej pensjonat, obecnie prywatne schronisko. Pokoje bez pościeli – 14 zł, z pościelą – 17 zł. Podłoga ( dawna jadalnia) – 4 zł, 8 zł z prysznicem (możliwość kąpieli tylko jeden raz na dobę). Właściciele dość mili, ale również konsekwentni, sprzedają „podłogę” raczej tylko w droższym wariancie. Z ubikacji wspaniały widok na bar „Siekierezada”.
- Bar „Siekierezada” – niesamowite i niezapomniane miejsce, można śmiało powiedzieć, że jest on atrakcją turystyczną.
- Wąskotorowa Kolejka Bieszczadzka – stacja usytuowana na tyłach „Siekierezady”. Początkowa stacja : Cisna-Majdan znajduje się ok. 3 km. od centrum.
- Pole namiotowe „Tramp” – Tadzior tam spał, więc on się wkrótce tym pochwali (mam nadzieję), a jeśli chcesz wiedzieć cokolwiek już teraz, to możesz go o to zapytać.
- Jedyny w okolicy punkt napełniania butli turystycznych (również wymiany tych większych). Koszt napełnienia 0,5 kg. butli turystycznej to ok 3 zł, ale za to taka możliwość istnieje nawet w niedzielę. Nam udało się również odkupić u pana palnik, gdyż nasz uległ zepsuciu, ale raczej nie prowadzi on tego typu działalności.
WOŁKOWYJA
Miejscowość położona nad Zalewem Solińskim. Z Cisnej można tam dojechać PKS-em np. o 1025, 23 km. kosztuje 3,30 zł. Wybór padł na Wołkowyję z racji spodziewanych niższych kosztów niż np. w Polańczyku czy też samej Solinie. Może nie posiada ona najpiękniejszej części Zalewu Solińskiego, ale swój urok ma . Centrum nie jest zbyt wielkie, ale posiada wszystko, czego oczekiwać może turysta i wczasowicz. A więc jest i knajpa, bar i kilka sklepów spożywczych, a na placu (rynku) można się zaopatrzyć bezpośrednio od plantatorów w warzywa i owoce (polecam arbuzy). Jeśli chodzi o noclegi, to przeczytaj uważnie to co udało nam się zebrać poniżej.
- Pole namiotowe „:Zatoka”: – 400 m. od centrum Wołkowyi na południe ;Jadwiga, Lesław Kozdęba; 38-613 Wołkowyja 52, woj.(dawne) Rzeszów, tel.(013)469-25-70, noclegi (013)469-25-07, pole namiotowe (013)469-25-40. Jest to prywatne tarasowe pole namiotowe, położone bezpośrednio przy Zalewie Solińskim. Dość ładne , zadbane, a ułożenie tarasowe pozwala na odrobinę więcej prywatności niż na normalnym, standardowym polu. Na jednej terasie rozbitych jest zazwyczaj kilka namiotów, co pozwala na stwierdzenie, czy ktoś obcy się nie kręci w pobliżu. Zbocza teras porośnięte są drzewami iglastymi, w związku z tym amatorzy grzybów (maślaków) mają codziennie rano co robić. Jedyną niedogodnością jest tylko to, iż czasem się zdarza gdy zmotoryzowani sąsiedzi manewrują koło naszego namiotu. Pół biedy gdy jest to dzień, ale gorzej, gdy robią to tuż za głową w nocy, na „długich” światłach. Na szczęście istnieje coś takiego jak „:cisza nocna”:, która trwa od 2300 , właściciel dba o to by była ona przestrzegana czym jednych drażni , ale dla większości jest to równoznaczne z wybawieniem ich od przymusu słuchania pijackich pieśni i głośnej muzyki disco-polo.
Generalnie właściciele są bardzo mili, a jeśli chodzi o ceny to: od osoby 3,5 zł + 2 zł za namiot + 1/ 0,5 zł opłata klimatyczna, samochód – 3,5 zł, prysznice 0,4 zł /1 min. Jeśli potrzebujesz wrzątek – uśmiechnij się a napewno dostaniesz od właścicieli za darmo. Ponadto pole posiada wypożyczalnię łodzi spacerowych i rowerów wodnych, możliwość podłączenia do energii el., możliwość połowu ryb, wodę bieżącą, prysznice, WC, bar.- Pole namiotowe „Czaków” – położone raczej na uboczu, jeszcze ok. 1 km. dalej idąc od pola namiotowego „Zatoka”. Pole to wywarło na nas dość pozytywne wrażenie, choć na pewno nie tak dobrze zorganizowane jak „zatoka” to jednak ładne, spokojne i posiada swój urok. Jest tam na pewno kran z wodą, obok sklep (prowadzi właściciel). Ceny przystępne : tylko 4 zł od osoby i nawet samochód gratis. Tyle tylko wiem – nie nocowałem tam, ale nic straconego – może w przyszłym roku…
- Pole namiotowe „Płatek” – blisko centrum, łatwe zejście do wody, trochę zaludnione i mało miejsca. Najbardziej denerwującą rzeczą są zmotoryzowani, którzy parkują swe pojazdy byle jak, często zajmując najlepsze miejsca pod namiot. Dodatkowo złe wrażenie wywarło na nas to pole z tego względu, gdyż było tam odrobinę za głośno i jakoś tak błotniście wszędzie.
Jest tam kran z wodą i sławojki, a wszystko to za cenę 4,5 zł od osoby.- Pole namiotowe dawne ZHP – daleko od centrum , brak bieżącej wody oraz sanitariatów. Może ktoś lubi na wpół dzikie warunki, ale nam jakoś nie spodobał się pomysł spędzenia tam choćby jednej nocy, zwłaszcza, że cena jak na takie warunki (6 zł)nas odstraszyła .
W Wołkowyi zakończyliśmy naszą wyprawę i tułaczkę. Wpakowaliśmy się w PKS i ruszyliśmy do Sanoka przez Zagórz. Podróż trwa 1h i 15 min , a kosztuje 4,80 zł. Jeśli wybierasz się pociągiem w kierunku Krakowa – to lepiej wsiąść w Zagórzu – szansa, że sobie usiądziesz.
Paweł i Tadek, 1999 r.
Panowie jak bym Was widział ,taka to fajna opowieść z 1999r ja pierwszy raz w Bieszczadach w 1964r było fajnie i nasze obozowisko pilnowało wojsko .Było to za Wetliną jak mnie pamięć nie myli pod Rawką ,dużo żmij a kąpiel w rzeczce wyborna po lewej stronie gdzie głębiej.Super wtedy tylko rasowi turyści i miejscowi nawaleni „leśne”ludki .Mało ludzi to było piękne.Teraz wszystko to komercha a z mojego świata zostały tylko wspomnienia a przecież zawodowo pracowałem w tym terenie 15lat i teraz corocznie Solina kilka razy łódka i wiatr.Ale teraz bym zamienił czas na Wetlinę z lat sześćdziesiątych.I pojechał bym na piwo do Świra do Ustrzyk G [lata 90] i zahaczyło by się o Pulpit .Pozdrawiam bo mi się oczy pocą jak to sobie przypominam i piszę.Cześć od Krzyśka który siedział w baligrodzkiej Myśliwskiej i z Nadleśniczym Dudą piwko wolno sączył,a i na zakupy nawozów do cerkwi chodził.Hey